sobota, 3 października 2015

Takie sobie popołudnie

Wracam do domu po pracy. Liczę na chwilę relaksu. Ale ona już dawno nie śpi. Następuje totalna aneksja mamy. nawet nie mogę się przebrać, załatwić. Niania wychodzi, ja zostaję w mini, szpilki w przedpokoju cudem zdjęte. W kiblu nie byłam, idziemy razem. Za to biust ciągle na wierzchu. Mała marudzi - zęby, katar. Kiedy tylko wstaję - czepia się moich nóg i płacze. Ciągle coś pokrzykuje, coś opowiada. W kółko to samo: "bi", "me", "ba". I w kółko te same książeczki mi przynosi... No i nie chce spać. To znaczy chce, ale nie zasypia. Tylko "bi", "me", "ba"...
Jestem coraz bardziej zła. Znowu mnie rozbiera. I... gryzie! Naprawdę mocno. Krzyczę. Przepraszam. Jestem zła na siebie. Moja irytacja rośnie. Kolejne zawodzenie pod moimi nogami, kolejne ugryzienie - i znów wybucham. I dalej się złoszczę. Jestem jak bomba zegarowa. Ona - nadal nie śpi. Przy każdym moim krzyku płacze jeszcze bardziej. Ja już siebie prawie nienawidzę, nie wiem, co we mnie wstępuje. W końcu płaczemy obie...

Potem kawa, spacer, zakupy, zbieranie kamyczków... I jest dobrze. Prawie zapominam o tym diabelskim szale, który mnie (nas?) wcześniej opętał...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz