Nie rozmawiam o tym z innymi mamami, bo tak głupio jakoś.
Ale czasami mam wrażenie, że wszystkie mniej lub bardziej świadomie uczestniczymy w jakimś konkursie na najlepszą Matkę-Polkę. Która z nas lepiej sobie radzi. Która więcej i ciekawiej ugotuje, ładniej posprząta, a to wszystko z pędrakiem pałętającym się pod nogami lub wiszącym na rękach. Czasem w grę wchodzą dodatkowo starsze dzieci; wtedy stopień trudności wzrasta. "Ooo, ta to sobie świetnie radzi! Nie to, co ja..." - myślimy o takiej mamie. Przecież to tak porządnie, honorowo, wszystko robić samej, nie prosić nikogo o pomoc, nie wynajmować niani do pomocy ani pani do sprzątania. Więc tyramy codziennie, starając się zrobić 500 rzeczy naraz, przy tym pięknie wyglądać, świetnie się ubierać, dbać o swoją fryzurę i manicure. Tylko czasem się dziwimy, skąd to zmęczenie o 21?
Ostatnio zdałam sobie sprawę, że sama też uczestniczę w tym wyścigu... Poznałam to po wyrzutach sumienia, które ogarnęły mnie w czasie, gdy ktoś inny zajmował się moim dzieckiem, a ja już skończyłam sprzątanie, gotowanie, składanie prania, i miałam czas, żeby usiąść z kawką przed komputerem.
Jeśli mnie czytacie - Matki-Polki - zwolnijcie trochę, usiądźcie z tą kawką i cieszcie się chwilą odpoczynku, bo przecież jest ich tak niewiele!